Szkoła i nowe media. Od lat 90. jesteśmy świadkami cyfryzacji szkoły i batalii o to, aby uczniowie oraz nauczyciele nie doświadczali internetowej marginalizacji.
Nie ma e-podręczników bez sprzętu, na którym te mogłyby zostać użyte. Na nic jednak same komputery bez szerokopasmowego, bezprzewodowego dostępu do sieci, bez sali z właściwie przyciemnionymi oknami, bez odpowiedniego ekranu oraz rzutnika, bądź też oczywiście tablicy multimedialnej. Widziałam ostatnio w szkole ekran z białego materiału wykorzystywanego do produkcji rolet, spod którego przebijała Tablica Mendelejewa. Tablice multimedialne, na których ktoś przez roztargnienie napisał coś permanentnym markerem. Sprzęty z charakterystyczną nalepką, wyciągane, jak się wydaje, najczęściej w czasie szkoleń… Może nie zawsze, może nie wszędzie…
Oczywiście banałem jest twierdzić o tym, że świat się zmienia, skoro co sezon zmieniają się nowi idole. Nauczyciel tylko jakiś taki niezmienny. W tym kontekście paradoksalnie mówi się o tym, że żyjemy w społeczeństwie, w którym starsze pokolenie/nauczyciele to cyfrowi imigranci, podczas gdy nowe/uczniowie są cyfrowymi tubylcami. Kim są cyfrowi tubylcy? To generacja 7C, która jest grupą stale podłączoną (ang. connected), komunikującą się (ang. communicating), skomputeryzowaną (ang. computerized), posiadającą silną potrzebę bycia w centrum uwagi (ang. celebritized), skoncentrowaną na społecznościach (ang. community-oriented), skupioną na treściach (ang. content-centric) i notorycznie klikającą (ang. always clicking). W tak zwartej grupie tubylców, trudno o miejsce dla imigrantów. Jak znaleźć wspólny język, zaintrygować czymś, co odwróci uwagę od rytualnego przeglądania treści Facebook’a? Jak zrozumieć metodykę hipertekstów – odnaleźć porządek w ich pozornym chaosie? Szkolne mury wydają się zbyt ciasne, żeby pomieścić świat znajdujący się w smartfonach uczniów. Dlatego też w ten świat lepiej wyruszyć we dwójkę – z mądrym dorosłym. Dorosłym, który jak trzeba przyjmie rolę ucznia. Będzie ze zrozumieniem słuchał, poznawał, będzie – jeśli będzie taka możliwość – wybrany. Będzie tutorem – mądrym, wspierającym doradcą, który za plecami powie „Dasz radę! Świetnie ci idzie”.
Nie da się powstrzymać zmian, które wyrzucają do schowków drewniane cyrkle na kredę i duże ekiery. Można przenieść podstawę programową w cyberprzestrzeń. W tym eksporcie danych trudno jest jednak o digitalizację opieki i wychowania. Te pozostają zupełnie analogowe, bo nie wymyślono jak dotąd skutecznego algorytmu zachowania uczniów w każdej szkole, w każdej klasie i w każdej sytuacji. Może zatem dbając tak o jakość kształcenia, dać również szansę na to, aby funkcję wychowawczą szkoły jeszcze mocniej przybliżyć do każdego ucznia z osobna?
Korzystałam z:
Morbitzer J.: Ekspertyza dotycząca zmian uczenia się osób urodzonych po 1990 r., Warszawa: Ośrodek Rozwoju Edukacji 2014.