Intensywnie pracuję ze szkołami w całej Polsce i co jakiś czas spotykam się z opinią, że relacje nie są w szkole istotne.

 – Znaczenie mają wyniki. Bo przecież nikt nie rozlicza dziecka, nauczyciela, ani dyrektora z tego, jak się dogadują z innymi.

Naprawdę? A jak ci się pracuje, kiedy czujesz, że szef ci nie ufa? Jak się ma twoja pamięć do szczegółów, kiedy właśnie pokłóciłaś się z mężem, czy przyjaciółką? O czym myślisz, siedząc w pracy, gdy właśnie rozstałaś się z chłopakiem? Jaka jest twoja wydajność, kiedy menadżer stoi ci nad głową, poganiając i patrząc na ręce? Na takie pytania odpowiada nauka, ale i bez jej wsparcia wiemy, jak to wygląda.

Ludzie są dla nas ważni, zatem czy tego chcemy czy nie, świadomie lub nie, budujemy relacje z nimi, a owe relacje budują nas.

Szkoła stanowi system, składa się on z grup: uczniów, kadry, w tym nauczycieli, kadry menedżerskiej oraz rodziców i/lub opiekunów. Na te grupy nakładają się ponadto elementy większego systemu: przedstawiciele instytucji zarządzającej, społeczność lokalna, inne osoby, które mają wpływ na członków społeczności szkolnej oraz media. Bo szkoła – choćby najbardziej odległa – osadzona jest w jakiejś społeczności, na którą składają się ludzie, bezpośrednio lub pośrednio z nią związani. Osoby, tworzące społeczność szkolną wnoszą do niej swoje dotychczasowe doświadczenia, wykształcenie, relacje i postawy. Ponadto ustawicznie ewoluują. Dzieci, które trafiają do szkoły, wcześniej poznały przedszkola, żłobki, mają kontakt z uczniami innych szkół. Nauczyciele mają swoje nawyki i przekonania zawodowe. Zarówno oni, jak i rodzice, wnoszą swoją wiedzę o życiu, doświadczenia, wykształcenie. Także dyrekcja zarządza szkołą wedle pewnych ustalonych norm.

Każda szkoła winna wiedzieć, po co pracuje – jaki jest cel jej działań. Jednak tylko pozornie ów cel będzie taki sam dla wszystkich. Dla wszystkich może tak być i tego nam życzę – jest to miejsce rozwoju i szansa na spotkanie inspirujących osób. Jednak poza celem wspólnym każdy ma swoje cele, specyficzne tylko dla jego grupy. Dla nauczyciela może to być misja, ale przede wszystkim jest to praca, sposób zarabiania pieniędzy, które mają służyć do budowania godnego życia.  Dla dyrektora to placówka, za którą odpowiada i którą zarządza, by mogła funkcjonować stabilnie i efektywnie. Dla rodzica to miejsce, gdzie jego dziecko zdobywa wiedzę i przygotowuje się do życia, ale to także miejsce, w którym dziecko spędza czas i realizuje obowiązek szkolny. Dla ucznia w końcu to nie tylko miejsce nauki, ale przede wszystkim rozwoju społecznego, kolegów i wyzwań.

Aby owe światy i owe cele się spotkały grupy te komunikują się ze sobą, wykorzystując w tym celu zazwyczaj charakterystyczne dla szkoły formuły:

  • dziecko – nauczyciel/ lekcja
  • rodzic – nauczyciel/ zebranie
  • dyrektor – nauczyciel/ rada pedagogiczna
  • dziecko – dyrektor/ spotkania indywidualne
  • rodzic  – pedagog lub psycholog szkolny/ konsultacja

Zdarzają się wyjątki, ale taki system znamy – jest on powszechny, bezpieczny, przewidywalny. Sęk w tym, że każdy z nas wchodzi w ów system:

  • ze swoim zestawem mniej lub bardziej uświadomionych celów
  • ze swoim plecakiem, pełnym dotychczasowych doświadczeń, przekonań, planów, wizji spotkania, aż wreszcie odczuć, nastrojów i emocji.

I tu zaczynają się schody.

Przykład 1.
Podczas pracy ze studentami lub świeżo upieczonymi nauczycielami często słyszę, że tym, czego się najbardziej obawiają w pracy szkolnej są rodzice uczniów. A konkretnie ich roszczeniowość i agresja. Fakt czy przekonanie? Czy młody nauczyciel, wchodząc na spotkanie z rodzicami, idzie poznać ludzi, którzy mu zaufali, oddając pod jego opiekę swoje dzieci, czy też idzie poznać ludzi roszczeniowych i agresywnych. Jak to wpłynie na jego postawę? Może otwarcie powie o swoich obawach, ale może spróbuje ukryć swój strach pod płaszczykiem dystansu? A może zaatakuje pierwszy? Jak jego zachowanie wpłynie na  postawę rodziców? Spirala nieporozumień ma tu nieskończony potencjał.

Przykład 2.
Szkoła prosi mnie o interwencję w sytuacji kryzysowej.
– Klasa X zachowuje się skandalicznie. Nikt sobie z nią nie radzi. Rodzice się pieklą.
Jaka jest historia klasy? Krótka. Zmienił się wychowawca.
Rozmowa z nowym wychowawcą:
– W tej klasie jest kilku buntowników, ale połowę udało mi się już złamać. Jest jeden, który stawia opór i jeszcze nie wiem, jakiej broni użyć. Bo to jest, proszę pani, front.
Cóż. Bo to jest, proszę pani język, który na ów front zaprasza. Sami sobie to robimy.

Przykłady można mnożyć. Ich wspólny mianownik stanowi mało satysfakcjonujący koniec, którego podstawą są nasze przekonania i brak komunikacji. Rozwiązanie? Zapewne za każdym razem inne i złożone, ale zawsze – jeśli ma być rozwiązaniem realnym – oparte na otwartej komunikacji, empatii i ciekawości drugiego człowieka. Dzięki tak budowanej postawie jesteśmy w stanie zweryfikować to, co uważamy za pewnik, zestawić moje z twoim, poszukać tego, co nas łączy, gdzie się różnimy i jak te różnice mogą nas zaciekawiać i prowadzić na nowe ścieżki.
Gdybyśmy byli tacy sami byłoby nudno.

Pojawia się tylko pytanie, jak to zrobić?
W kolejnych tekstach, będę proponowała najnowsze, zweryfikowane przeze mnie, rozwiązania i narzędzia, wraz z przykładami ich użycia.

Każdy z artykułów zakończy się pytaniem – zadaniem.
Zatem pytanie na dziś: Jaki jest mój cel w relacji ze szkołą?

Jeśli chcecie się podzielić odpowiedzią – zapraszamy na nasz profil na fb: https://www.facebook.com/edukacjananowo/

I do następnego razu!
Justyna