dr Marek Kaczmarzyk

 

Człowiek ma sens jedynie w otoczeniu innych ludzi. To kategoryczne zdanie może budzić sprzeciw, jeśli zrozumiemy je jako próbę wyznaczenia nadrzędnej pozycji zbiorowości wobec każdego z nas. Jest ono jednak stwierdzeniem oczywistego faktu, że gatunek ludzki należy do grupy gatunków społecznych, których ewolucyjna przeszłość, a więc i biologiczny bagaż związane są z życiem w grupie.

Podstawowe kompetencje społeczne kształtowały się u naszych przodków, przemierzających rozległe trawiaste równiny starego świata, już 200 tys. lat temu. Od tamtego czasu mózgi nie uległy zasadniczej zmianie. To właśnie wtedy pojawiły się i zostały utrwalone rozwiązania podstawowych problemów. Jak zdobyć pokarm? Jak nie paść łupem drapieżników? Gdzie się schronić? Przełom, który nastąpił około 35 tys. lat temu, prawdopodobnie nie miał źródła w biologicznej ewolucji. Od stosunkowo prostych narzędzi i zachowań przeszliśmy do złożonej, wielowymiarowej kultury. Dzisiaj łowcy mieszkają w gigantycznych zbiorowiskach nowoczesnych miast. Spotykają dziennie tysiące osób, a ich systemy rozpoznawcze zmuszane są do odczytywania intencji innych na podstawie fragmentarycznych i zniekształconych informacji, strzępków rozmów, wyrwanych z kontekstu komunikatów i gestów.

Naturalna skłonność do poszukiwania i gromadzenia informacji była zbawienna w czasach jej deficytu, staje się jednak zabójcza, gdy atakuje nas jej nadmiar. To tak jak z nadmiarem pożywienia. W trakcie swojej ewolucji spotykaliśmy się często z problemem niedoboru pokarmu, ale prawie nigdy z jego nadmiarem. Fizjologia daje pewne możliwości obrony przed głodem, ale czyni nas bezradnymi wobec pełnej lodówki i czekolady w szufladzie. W czasach łowców stosunkowo krótkie życie człowieka toczyło się w niewielkich, 150-osobowych grupach. Socjalizacja, rozumiana jako przekazywanie składników kultury, czyli tych informacji i kompetencji, które nie stanowią składowych przekazywanych genetycznie, odbywała się wewnątrz tych grup. Jakość tego procesu, widoczna w postaci stopnia przystosowania młodych osób, przekładała się w prosty sposób na osiągnięcia grupy.

Dzisiejszy świat wygląda jednak zupełnie inaczej. W dobie powszechnie dostępnej, taniej informacji autorytety fachowców bledną. Encyklopedyczna wiedza traci na znaczeniu, bo niepotrzebna nam już profesorska siwa głowa, żeby ją zdobyć. Wystarczy telefon i dostęp do sieci. Oczywiście pomiędzy internetem a umysłem profesora istnieje przepaść, ale bądźmy szczerzy: jak często życie stawia nas wobec konieczności posiadania głębokiej, funkcjonalnej wiedzy z zakresu budowy mostów, całkowania czy teorii literatury?

Memetyczna terminologia

Wszystko, co tworzy kulturę – od niewybrednych dowcipów, popowych piosenek przez przepisy kulinarne aż po religijne dogmaty i teorie naukowe – nazywamy memami. Podlegają one procesom memetycznego doboru. Ogólny mechanizm jest tutaj podobny do tego, jaki rządzi doborem naturalnym w świecie genów. Pojedyncze memy, podobnie jak pojedyncze geny, nie mają jednak sensu i zyskują go dopiero w funkcjonalnych zbiorach. Zespoły takie nazywamy mempleksami. Najczęściej to właśnie one, a nie izolowane memy podlegają dystrybucji w środowisku kulturowym.

Każdy człowiek, uczestnicząc w kulturze, przyjmuje i integruje określone zbiory memów. W ten sposób powstaje nasz memetyczny bagaż, dzięki któremu możemy rozwiązywać problemy. Funkcjonalny zbiór memów, jakie w danej chwili posiada człowiek, określimy jako jego memotyp. Warunkuje on bieżące zachowanie, wyznacza granice możliwości i określa kompetencje. Kompetencja w jakimś zakresie może być rozumiana jako zbiór działających razem memów. Nieco upraszczając, można powiedzieć, że mem w stosunku do kompetencji, w tworzeniu której uczestniczy, ma się tak jak gen do cechy, którą warunkuje wraz z innymi genami organizmu.

Reguły gry

Szkoła jest miejscem, w którym staramy się wybiórczo wspierać memy uznawane przez nas za szczególnie istotne i tworzyć warunki, w których zostaną one przeniesione do umysłów naszych podopiecznych. Mamy wrażenie, że w wyznaczonych obszarach działania szkoły mogą być skuteczne i wydajne w stopniu, jaki może podlegać planowaniu i późniejszej ocenie. To poczucie pociąga za sobą przyjęcie odpowiedzialności za wynik naszych działań, za jakość kompetencji w memotypach, które powstają. Czy jednak w pełni zdajemy sobie sprawę z warunków, w jakich toczy się memetyczna gra?

Dzisiejszy świat, z jego nieznośnym nadmiarem informacji, jest światem niezliczonych wyzwań, niemal nieskończenie bardziej złożonych niż te, które kształtowały człowieka w jego gatunkowej przeszłości. Żyjemy nie w jednym środowisku, ale w wielu jednocześnie. Dom, szkoła, grupa rówieśnicza, praca zawodowa – każde z nich posiada zbiór reguł, zgodnie z którymi toczy się memetyczna gra. Kompetencje aktualne w szkole mogą mieć ograniczone znaczenie w domu, a tracić je zupełnie w środowisku grupy rówieśniczej.

Tradycyjnie rozumiana szkoła stawia przed sobą zadanie polegające na takim wyposażeniu memotypu ucznia, aby był on gotowy na wyzwania poza nią i to zarówno w znaczeniu przestrzeni, jak i czasu. Jest to jednak zadanie w oczywisty sposób niewykonalne, bo nie jesteśmy w stanie przewidzieć reguł gry świata przyszłości, w której młody człowiek spędzi swoje dorosłe życie. Podobnie nieprzewidywalna jest przyszłość memotypów. Przez analogię można założyć, że siłą, jaka może jej sprostać, jest różnorodność memetyczna, tej z kolei nie jest w stanie zapewnić jednorodne środowisko. Jedyną możliwą odpowiedzią jest różnorodność kompetencji. Nawet te, które dzisiaj wydają się zbędne, mogą w przyszłości okazać się kluczowe zarówno dla jednostki, jak i dla zbiorowości.

Selekcja i ocena

Telewizja, radio, smartfony, a przede wszystkim internet z jego niemal nieograniczonymi możliwościami przekazywania informacji – wszystkie te media przyspieszają i ułatwiają reprodukcję memów. Z drugiej stron na memetycznym rynku panuje potworny tłok. Składniki kultury konkurują z sobą o ograniczoną przestrzeń ludzkiej uwagi i pamięci. Są jak zabawki na wielkim straganie, przed którym stoi nieco zdezorientowane dziecko z ograniczonym zasobem gotówki w kieszeni. Nie ma tylko za jego plecami rodzica, który mógłby wesprzeć pociechę. Potrzebny nam sposób na uwiarygodnienie memów. Klucz do ich selekcji. Często i chętnie deklarowana samodzielność pod tym względem jest niebezpieczna, ponieważ przyjęte kryteria mogą nie mieć nic wspólnego z wymaganiami środowiska. Znacznie lepiej oprzeć się na ich wcześniej zweryfikowanym zestawie.

Jako gatunek mamy wyjątkowo rozwinięte zdolności do oceniania innych i wyrażania swoich opinii na ten temat. Można powiedzieć, że jesteśmy stworzeni do tej czynności. Oceniamy wszystkich i wszystko, niezależnie od sytuacji, potrzeby czy nawet sensu samego procesu oceniania – nawet wtedy, kiedy sama ocena nie jest nam do niczego przydatna. Oceniamy partnerów, dzieci, rodziców, przypadkowych przechodniów, nawet wizerunki zupełnie obcych ludzi na billboardach. Powszechna skłonność do oceniania sugeruje przystosowawczy charakter tej czynności. Zarówno umiejętność oceniania, jak i efekt, czyli ocena, muszą mieć dla nas szczególne znaczenie i wartość. Dzieje się tak, ponieważ daje to możliwość wyłonienia memotypów zawierających szczególnie przydatne zbiory memów, kierujących naszą uwagę w stronę mempleksów, których posiadanie przynosi korzyści.

Memotyp nauczyciela

Nauczyciel także reprezentuje określony memotyp. Jak każdy radzi sobie z pewnymi problemami i ulega innym, kiedy przekraczają jego kompetencje. Rzecz w tym, że jego zadaniem jest reprezentowanie zbiorów memów, które szkoła jako instytucja uznaje za szczególnie ważne (to właśnie memy programów nauczania). Memy te nie są jednak widoczne jako odrębna, funkcjonalna całość. Jedynym ich uzewnętrznieniem jest nauczyciel, dlatego to wartość jego memotypu zostanie przyporządkowana memom wspieranym przez szkołę. Ocena memotypu nauczyciela zrasta się z oceną znaczenia reprezentowanych przez niego memów.

Każdy czynny zawodowo nauczyciel/wychowawca wie doskonale, jak wnikliwe mogą być obserwacje uczniów i jak bezwzględne bywają ich oceny. Jest to jedna z podstawowych uciążliwości naszego zawodu, a czasem prawdziwe utrapienie. Memotypy są oceniane i weryfikowane jako całości. Nie można ukryć części związanych z nimi memów i eksponować innych. Działający w środowisku memotyp podlega ocenie, a jej efekt w postaci jego wiarygodności dotyczy wszystkich związanych z nim memów. Wysoka ocena memotypu wzmocni je wszystkie, zaś niska wszystkie osłabi. Wysoko oceniony nauczycielski memotyp staje się wiarygodny, a jego memy otrzymują wsparcie.

Tak właśnie powstaje autentyczny autorytet i choć nie jest on trwały ani nie dotyczy wszystkich uczniów, dydaktycy nie odkryli jeszcze lepszego sposobu wpływania na drugiego człowieka. Pozytywna lub negatywna ocena memotypu jest następnie komunikowana innym, a społeczny charakter gatunku sprzyja utrwalaniu takich przekazów. Istnieją nawet teorie, które właśnie ze zdolności do rozpowszechniania plotek uczyniły główny czynnik wzrostu wielkości i możliwości naszych mózgów. Z ich perspektywy to właśnie zdolność do oceniania i rozpowszechniania ocen stanowi główny motor rozwoju ludzkiej kultury.

Ryc. 1. Autentyczny i w pełni dostępny memotyp, taki jak memotypy nauczycieli, jest postrzegany jako całość i jako całość podlega ocenie. Subiektywnie odbierana jakość memotypu stanowi podstawę komunikatu, który zostaje wysłany do innych potencjalnych odbiorców jego wpływów. Wynik oceny niekoniecznie jest sprawiedliwy, a jeszcze rzadziej bywa taki, jakiego chce sam posiadacz ocenianego memotypu, w znacznej mierze jest jednak autentyczny i oparty na samodzielnie zdobytych przesłankach.

Autentyczny memotyp nauczyciela częściej jednak podlega negatywnej ocenie, a przynajmniej ocena ta nie jest na tyle wysoka, żeby mogła stanowić podstawę budowania autorytetu. Powodem nie jest obiektywnie niska jakość memotypu, raczej różna przydatność budujących go memów w różnych subśrodowiskach, w jakich funkcjonuje uczeń. Stopień dostosowania obserwowanego memotypu różni się w każdym z nich. Memy i budujące je kompetencje, które mają wysoką wartość w szkole, mogą być prawie zupełnie nieprzydatne w grupie kibiców sportowych albo w środowisku graczy w gry planszowe. Ze względu na rozproszenie znaczenia poza środowiskiem szkolnym ten sam memotyp będzie osłabiany także w szkole.

Memotyp celebryty

Obserwując współczesny medialny świat, można zapytać, jakim cudem udaje się budować swoje autorytety medialnym celebrytom. Przecież ich memotypy w ogóle nie podlegają bezpośredniej weryfikacji i są dostępne jedynie za pośrednictwem mediów. Klucz do ich sukcesu leży właśnie w niekompletności przekazu. Memotyp celebryty pokazywany jest odbiorcy jedynie w tej jego części, która sugeruje wysoką wartość całości. Ponieważ nasze mózgi nie są przygotowane do odbioru takich fragmentów, tworzą sobie na ich podstawie obraz całości mający oczywiście cechy i wartość dostępnej części. W taki sposób powstaje memotyp urojony, który podlega pozytywnej ocenie po prostu dlatego, że nie mamy innego. Co ciekawe, wysoka ocena w jednym zakresie jest łatwo przenoszona na inne. To dlatego muzycy, sportowcy i aktorzy są zapraszani do popularnych programów i pytani o sprawy nauki, polityki czy medycyny, a ich odpowiedzi traktowane są jako wypowiedzi ekspertów. Taki urojony memotyp, dzięki udostępnianiu do weryfikacji jedynie wartościowych memów i ich zbiorów w postaci kompetencji, prowadzi do pojawienia się równie urojonego autorytetu.

Ryc. 2. Jeśli pomiędzy autentycznym memotypem a obserwatorem pojawi się filtr, np. w postaci przekazu medialnego, widoczne będą jedynie niektóre obszary memotypu. Ponieważ mamy tendencję do wypełniania luk elementami o jakości zbliżonej do tych, które dostrzegamy, „białe” memy posłużą do stworzenia „białego” – albo raczej „wybielonego” – obrazu memotypu. Pojawiające się często przekonanie o wszechstronnych kompetencjach celebryty wynika właśnie z takiego wypełnienia.

Filtry memetyczne stosowane przez media służą do wskazywania tych części memotypu, które powinny być – albo raczej mogą być – bezpiecznie pokazywane. Oczywiście mechanizm ten działa także w drugą stronę. Jeśli pokażemy jedynie „czarne” strony czyjegoś memotypu, powstanie urojony „memotyp czarnego charakteru”. I znowu, zapewne niewiele mając wspólnego z autentycznym memotypem, jego urojony obraz stanie się nowym memem rozpowszechnianym zgodnie z zasadami dotyczącymi pozostałych.

Ryc. 3. Tym, co spędza sen z powiek celebrycie, jest możliwość nagłej zmiany rodzaju stosowanych filtrów. Jeśli media zmienią zdanie albo z jakiegoś powodu do wielkiej rzeszy odbiorców trafi informacja o memach „czarnych”, może nastąpić analogiczny proces, a uwielbienie zmieni się w lawinowo narastającą niechęć.

Druga strona medalu

Wracając do szkoły, nasze nauczycielskie memotypy to jedna strona medalu. Podobne zjawiska zachodzą także z naszej strony, a wszystkie, zgodnie z opisaną wcześniej regułą, prowadzą do oceny całości na podstawie fragmentu memotypu. Kanadyjski psycholog Lee D. Ross określił je jako podstawowy błąd atrybucji. Znamy je z nauczycielskiej praktyki jako efekty aureoli, pierwszego wrażenia czy łagodności. Wartość poszczególnych memotypów może być różna w różnych subśrodowiskach społecznych, a także odmienna w oczach różnych ludzi.

Czy można wskazać nadrzędne środowisko (subśrodowisko) społeczne, które ma monopol na dostarczanie kluczowych memów? Może jest nim dom rodzinny, może szkoła albo jeszcze inny społeczny obszar wpływów? Jeśli szansą powodzenia jest różnorodność, wydaje się, że i w tym przypadku najbezpieczniejszy wobec zmiennej i nieprzewidywalnej przyszłości będzie memotyp, który czerpie z różnych źródeł. Ustalenie dominującego kierunku napływu memów oznaczałoby zamknięcie się w jednym profilu działania i utratę potencjalnych możliwości.

Każdy nauczyciel wierzy, że jego starania przekładają się w określony sposób na to, jakimi ludźmi będą w przyszłości jego uczniowie. Jeśli wierzy też w istnienie sposobu na osiągnięcie jednoznacznie określonych rezultatów, w możliwość istnienia jakiegoś rodzaju wychowawczej arytmetyki, to, szukając związku pomiędzy intensywnością własnych starań a ich efektem, dozna rozczarowania. Czy w takim razie wysiłek ludzi zaangażowanych w proces wychowawczy jest pozbawiony głębszego sensu, bo tak rozproszona odpowiedzialność jest niewymierna, a stopień wpływu można statystycznie zaniedbać?

Fakt, że nie jest możliwe określenie warunków, w jakich zyskujemy wpływ znaczący, oznacza jedynie, że nie możemy przewidywać znaczenia konkretnych działań, a nie że nasz wpływ jest bliski zeru. Równie często ograniczone oddziaływanie na kogoś może mieć kluczowe znaczenie w procesie kształtowania jego memotypu. Niejednokrotnie o kierunku rozwoju zainteresowań decyduje krótki, czasem nawet jednorazowy kontakt z kimś, kto reprezentuje z jakiegoś określonego powodu atrakcyjny memotyp. Może to być naukowiec, artysta lub polityk, na którego wykład lub wystawę trafimy.

            Znaczenie takiej interpretacji zjawisk szkolnych, jak znaczenie wszystkich memów, zostanie zweryfikowane w praktyce. Mimo tego zastrzeżenia warto sobie uzmysłowić, że nawet przyjęcie takiej perspektywy nie oznacza ograniczenia odpowiedzialności nauczyciela czy wychowawcy. Jeśli nieznaczne z pozoru oddziaływanie może mieć poważne wychowawcze konsekwencje, to niezdolność przewidywań w tym zakresie powinna nas raczej skłaniać do przyjęcia odpowiedzialności niż do jej odrzucenia.

 

Bibliografia:

  • R. Brodie, Wirus umysłu, Łódź 1997.
  • D. Buss, Psychologia ewolucyjna, Gdańsk 2001.
  • R. Dawkins, Samolubny gen, Warszawa 2010.
  • R. Dunbar, Pchły, plotki i ewolucja języka, Warszawa 2009.
  • J. Goodal, Przez dziurkę od klucza, Warszawa 1995.
  • M. Kaczmarzyk, Zielony mem, Mikołów 2012.
  • M. Kaczmarzyk, D. Kopeć, Ewolucja biologiczna a procesy uczenia się i nauczania. Dydaktyka ewolucyjna, w: Jakość edukacji. Różnorodne perspektywy, red. G. Mazurkiewicz, Kraków 2012.
  • R. Plomin R., J.C. DeFries, G.E. McClearn, P. McGuffin, Genetyka zachowania, Warszawa 2001.
  • V.S. Ramachandran, Neuronauka o podstawach człowieczeństwa. O czym mówi mózg?, Warszawa 2012.
  • J. Rich Harris, Geny czy wychowanie? Co wyrośnie z naszych dzieci i dlaczego, Warszawa 2000.
  • M. Ridley, Czerwona Królowa, Poznań 1999.

 

Artykuł pochodzi z miesięcznika „Sygnał. Magazyn wychowawcy” nr 1 styczeń 2018 r.