Tytuł wcale nie miał być prowokacją, chociaż może tak być odczytany. Jak to? Jak może być szansą epidemia, która nas pozamykała w domach, skazała na wątpliwej jakości łącza i na dziwaczne wygibasy szkolnych procedur (och, te odpowiedzi udzielane z oczami zawiązanymi szalikiem, żeby było pewne, że uczeń nie ściąga)…?
Rzecz w tym – powiedział to na pewno już przedtem ktoś bardzo mądry, ale nie potrafię sobie przypomnieć stosownego cytatu – że każdy kryzys jest szansą. Trudne chwile otwierają na nowe możliwości, a przeszkody zapraszają do uruchomienia inicjatywy w szukaniu drogi do ich pokonania.
Jest jeden warunek: trzeba chcieć. Ale jeśli ktoś ma w tej chwili odruch niechęci, bo „po gardło” już tych wezwań do zmian – proszę się jednak nie zniechęcać, ale czytać dalej, może któraś z refleksji okaże się na tyle nieskomplikowana, że da się ją wdrożyć przy minimalnym wysiłku…
Przepraszam, jest jeszcze jeden warunek: trzeba widzieć potrzebę. Więc jeśli zdarzył się tu czytelnik, który uważa, że szkoła w obecnej postaci jest doskonała, niech nie traci czasu na lekturę, która zaprasza do zmian. Chyba, że z ciekawości – wtedy jest szansa, że zmieni zdanie.

Ad rem, czyli konkrety
1. Ten kochany TIK

Nie będę przekonywać, że wielką szansą przyszłej lepszej szkoły jest szarpanie się ze słabym sprzętem i zanikającym zasięgiem. Natomiast widzę plus: dotychczas bowiem zdarzali się dyrektorzy, którzy lekceważyli prośby informatyków o wyposażenie placówki w lepszy sprzęt, którzy nie interweniowali u organu prowadzącego o doprowadzenie szerokopasmowego internetu… Teraz już takich nie ma. Zmienili postawę – pokochali TIK. Jeśli nie doświadczyli tego przełomu, to pewnie już nie pracują na dyrektorskim stanowisku, albo zwariowali i wzięli urlop dla poratowania zdrowia.
Konkluzja: przyszłe szkoły będą o wiele lepiej doinwestowane w zakresie twardego osprzętowania.
2. Lubimy się uczyć
Ilu nauczycieli w marcu 2020 roku załamywało ręce, bo nie mieli pojęcia, jak skonfigurować classroom’a czy jak prowadzić lekcje na zoom’ie? Uwaga: nie mam na myśli wyłącznie kompetencji cyfrowych, ale też coś, co się zwie „metodyką edukacji zdalnej”. Gdy już nauczycielskie grono opanowało sztukę klikania i kilka bardziej zaawansowanych: konstruowania zdalnych testów, tworzenia oddzielnych pokoi czy korzystania z interaktywnych tablic na platformach wideokonferencyjnych – nagle zaczęto sobie uzmysławiać, że nie da się prowadzić lekcji jak dawniej. Że trzeba uwzględnić konieczność innego rytmu zajęć czy mieszania działań wymagających pracy online i offline. Że opłaca się znać takie techniki, jak praca metodą „lekcji odwróconej” czy organizacja zajęć z wykorzystaniem „nauki między-rówieśniczej”. Pojawiły się odpowiednie kursy (zdalne, rzecz jasna). Kto z nich skorzystał, ma teraz solidny warsztat, który równie dobrze da się wykorzystać na zajęciach w realu. Zaleta jest olbrzymia: dla młodych samo uruchomienie tabletu podnosi atrakcyjność nauczanych treści o kilka szczebelków.
3. Ocenianie z zakrętasem
O perypetiach nauczycieli, którzy nie umieli odpępowić się od przekonania, że ocena jest ich wyłączną domeną i że znakomicie służy do sprawowania władzy, zamiast stanowić instrument informacji – wiele już napisano. Męczą się, dręczą, chwytają prawe ucho lewą ręką za plecami i między nogami, a rezultat jaki jest, wiadomo: zawsze da się oszukać.
Na szczęście belferskie społeczności zwróciły uwagę, że od jakiegoś czasu innowacyjni nauczyciele wzywają do porzucenia starego paradygmatu oceniania. Że najważniejsza jest informacja zwrotna i dialog. Że nic nie są warte średnie, z których naprawdę niewiele wynika, poza odwaleniem nauczycielskiego obowiązku „wystawienia ocen”. Nauczyciele opowiadają sobie nawzajem na forach społecznościowych, jak można porzucić stawiane odgórnie i jednostronnie stopnie na rzecz takiego chociażby prostego zabiegu ustalania „kryteriów sukcesu”, które się potem uwzględnia w formułowaniu informacji dla ucznia – albo wręcz formułuje wspólnie z uczniem. Jeśli ktoś kocha cyferki, można ten proces zakończyć „stopniem” w dowolnej skali.
Oczywiście, trzeba przejść epifanię, że w pracy nauczyciela nie chodzi o sprawowanie władzy, ale o wspieranie w uczeniu się. Nauczycielami powinny być wyłącznie osoby, które to rozumieją…
4. Równość w trudnych relacjach
Jak bardzo zmienia się dynamika zwykłej rozmowy między nauczycielem a rodzicem, gdy zamiast zmuszać tego ostatniego do wizyty w szkole, gdzie trzeba dojechać, po własnej pracy albo urywając się z własnej pracy, by potem konwersować czy to w hałaśliwym pokoju nauczycielskim, czy to stojąc w zakątku zatłoczonego korytarza? O ile równiejszy jest rodzic w sytuacji, gdy kontakt nastąpił po łatwym uzgodnieniu terminu i wymaga dokładnie tyle samo trudu od każdej ze stron? (Otwarcie komputera, uruchomienie programu, rozmowa). Pozostańmy przy tym, żeby kontakty indywidualne prowadzić zdalnie. Wtedy otwiera się ogromna szansa, że dla rodziców i nauczycieli zebrania w szkole staną się okazją do wspólnego spędzenia przyjemnych chwil. Zamiast wywiadówki, po prostu SPOTKANIE osób, które łączą wspólne, szlachetne interesy. Piknik, biesiada, popisy uczniowskie, a może debata nad tym, jak lepiej organizować życie szkolne?

To nie jest kompletna lista, ale może taka garść propozycji starczy na początek. Skorzystajmy z szansy, jaką daje nam pandemia: zmieniajmy szkoły na lepsze!